Unijna troska o zdrowie konsumenta

Zdrowe ciepło
Zdrowe ciepło
15 marca 2017
Pigwa w kuchni i apteczce
Pigwa w kuchni i apteczce
28 marca 2017
Unijna troska o zdrowie konsumenta

 

Oznakowane znaczy lepsze?

W grudniu 2016 roku w pełnym wymiarze weszło w życie rozporządzenie unijnej Rady nr 1169/2011 w sprawie informacji o żywności, które nakłada na producentów obowiązki dotyczące odpowiedniego oznaczania artykułów rolno-spożywczych. Do tej pory było to fakultatywne. Teraz nowe unijne rozporządzenie zmusza producentów do drukowania na wszystkich opakowaniach produktów spożywczych takich informacji, jak: wartość odżywcza, wartość energetyczna, zawartość tłuszczu, nasyconych kwasach tłuszczowych, węglowodanów, cukrów, białka i soli. Te informacje mogą być uzupełnione danymi o kwasach tłuszczowych jednonienasyconych i wielonienasyconych, alkoholach wielowodorotlenowych, skrobi, błonniku, witaminach i składnikach mineralnych. Informacja o wartości odżywczej ma być podawana w przeliczeniu na 100 g lub na 100 ml oraz dobrowolnie dodatkowo w przeliczeniu na porcję produktu lub jego jednostkową ilość. Ponadto jeśli występują, na liście składników danego produktu, muszą być wyraźnie wskazane i zaznaczone alergeny.

Suplementy poza regulacjami

Nowe unijne przepisy nie mają zastosowania do suplementów diety, naturalnych wód mineralnych oraz żywności specjalnego przeznaczenia żywieniowego, a także między innymi do produktów nieprzetworzonych, produktów przetworzonych, których jedynym procesem przetwarzania jest dojrzewanie, żywności wytwarzanej ręcznie, dostarczanej bezpośrednio przez wytwórcę małych ilości produktów konsumentowi lub placówkom handlu detalicznego bezpośrednio zaopatrującym konsumenta.
Pojawia się także obowiązek podania na opakowaniu kraju pochodzenia mięsa, ryb, oliwy z oliwek, miodu, owoców i warzyw.

Dla dobra konsumenta

To wszystko oczywiście dla dobra konsumenta, a zgodnie z unijną nowomową – w celu wspierania polityki zdrowia publicznego poprzez umożliwienie dokonywania przez konsumentów świadomych wyborów żywności. Ponadto, jak pisze Bożena Pruszyńska na stronach Podlaskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Szepietowie (woj. podlaskie), „przepisy mają uniemożliwić przedsiębiorcom wprowadzanie konsumentów w błąd odnośnie składu, ilości, trwałości, właściwości i działania danego produktu. Zabronione jest sugerowanie, że środek spożywczy ma szczególne właściwości, gdy w rzeczywistości wszystkie podobne środki spożywcze mają takie właściwości. Zabronione jest na przykład przypisywanie danemu środkowi spożywczemu właściwości leczniczych”.

Istotna wielkość czcionki

Unijna regulacja jest tak szczegółowa, że ustalono nawet wielkość czcionki, jaką muszą być wydrukowane informacje. Otóż ma to być czcionka o wysokości co najmniej 1,2 mm lub w przypadku opakowań, których największa powierzchnia ma pole mniejsze niż 80 cm² minimalna wysokość czcionki musi mieć co najmniej 0,9 mm. Z kolei nazwa alergenów ma być oznaczona za pomocą pisma wyraźnie odróżniającego ją od reszty wykazu składników, na przykład za pomocą czcionki, stylu lub koloru tła.

 

Klient zapłaci?

Nowe przepisy przynoszą oczywiście koszty – przede wszystkim dla przedsiębiorców, którzy ostatecznie z pewnością przerzucą je na konsumentów, czyli tych, których nowe przepisy miały chronić. – Moim zdaniem jest to błędna decyzja. Proszę sobie wyobrazić, że wszyscy każdą serię będą badać na wartość energetyczną, czyli zawartość białka, tłuszczu, soli mineralnych, włókna itd., to jeśli by to zrobić uczciwie, to wtedy zaraz ceny skoczą do góry, bo te badania wcale nie są takie tanie – mówi Jerzy Andrzejewski, prezes firmy HerbaNordPol-Gdańsk, która zajmuje się produkcją i dystrybucją produktów spożywczych. – Jeśli komuś zostaną niezużyte opakowania, to już nie może ich użyć i musi je wyrzucić – zauważa Mirosław Angielczyk, właściciel firmy Dary Natury z miejscowości Koryciny w woj. podlaskim działającej w branży zdrowej żywności. – Pewne przepisy są przerysowane. Bo jeśli bada się wartości odżywcze, kalorie czy cholesterol w herbacie rumiankowej, trzeba to opisywać i nanosić tabele i jeszcze za te badania płacić. Jak i tak wiadomo, że nie ma tych substancji, to nie wiem, po co to jest robione. Wcześniej pewne grupy produktów były z tego wyłączone – dodaje.

Wartość średnia czyli jaka?

Zgodnie z regulacjami, producent będzie miał podawać „wartość średnią”. Obliczanie wartości energetycznej i odżywczej może być oparte na analizie żywności dokonanej przez producenta, obliczeniach na podstawie znanych lub rzeczywistych wartości średnich użytych składników lub na podstawie ogólnie dostępnych i zaakceptowanych danych. – Jeżeli to traktować jako orientacyjne dane, to jak najbardziej, bo jeśli kupuję ziemniaka jadalnego, to chciałbym wiedzieć, ile tam jest skrobi, natomiast jeżeli kupię ziemniaka przemysłowego, to też bym chciał wiedzieć, ile skrobi w tym jest. Ale to nie może być tak, że w jednym ziemniaku będzie 12 procent skrobi, a w innym 13 procent i ktoś będzie z tego robić problem – zauważa potencjalne kłopoty prezes Andrzejewski. Kilka miesięcy temu Andrzejewski przyznawał, że jeszcze nie wie, jak jego firma rozwiąże ten problem. – To nie jest tak, że my nie robimy nic. Przygotowujemy się do tego – zastrzega, dodając, że jego firma robi pomału badania, ale to nie jest tak, że będzie to jakoś standaryzować z dokładnością do 1 czy 2 procent, bo tak się po prostu nie da. – Bo jak to zrobimy, to nie wytrzymamy konkurencji z farmacją – mówi prezes firmy HerbaNordPol-Gdańsk. Po drugie, przedsiębiorca zastanawia się, kto to sprawdzi? – Weźmy taką herbatę miętową. Olejku w niej ma być – powiedzmy – 2 procent i jeżeli ktoś tę herbatę kupi i będzie trzymać u siebie prawie rok, to 2 procent tego olejku nie będzie, bo wywietrzeje. Jak już jesteśmy przy olejkach, to kto sprawdzi, czy to jest mentol naturalny, czy syntetyczny? – pyta. – Moim zdaniem, jeżeli trzymać się literalnie tego… wszystko można zrobić, ale jest kwestia: po co? – zastanawia się Andrzejewski. Przyznaje, że ogólne informacje dotyczące na przykład wartości energetycznej powinny się znaleźć na opakowaniach, „bo jak ktoś lubi jeść chipsy, to niech wie, ile tych kalorii w siebie włoży. Jak ktoś chce jeść kiełki, to niech wie, że będzie chudy itd.”, ale dokładność pewnych danych nie jest konieczna.
– Jak robimy badania mikrobiologiczne, to robimy je dla każdej serii, bo ten parametr jest bardzo ważny, żeby kogoś nie otruć, żeby nie dostał jakichś nieprzyjemności od swojego organizmu. To musi być robione, tak samo jak zawartość niektórych metali ciężkich. Ale to, czy tam białka będzie 12 procent, 11,5 procent czy może 13 procent, to przecież nie robi żadnej różnicy. Gdyby literalnie stosować się do dyrektywy [ma na myśli unijne rozporządzenie – przyp. TC], to wzrost kosztów dla producenta byłby duży – podkreśla. – Ja jeszcze tego nie szacowałem, ale na podstawie tych badań, które robimy w tej chwili na wartość energetyczną, to nie będzie to tania zabawa – dodaje.

Ponadto dochodzi kwestia metodologii i interpretacji wyników badań. Nawet poważne laboratoria akredytowane mogą mieć różne metodologie i interpretacje. Także instytucje państwowe różnie rozumieją prawo w tym zakresie. – To jest bardzo niebezpieczne. Miałem taki kłopot z interpretacją przepisów unijnych i to zajęło mi bardzo dużo czasu, zanim udało mi się sytuację opanować. Chodziło o import surowców zielarskich. Udało się tę sprawę załatwić i import póki co jest niezakłócony – opowiada prezes Andrzejewski.

Kanapki na cenzurowanym

Jak pisze Bożena Pruszyńska, „nowe procedury dotyczą również sprzedawców gotowych kanapek, którzy oferują swoje produkty w firmach. Po zmianie przepisów na opakowaniu musi być dostępna informacja o składzie i wartościach odżywczych zgodna z wytycznymi rozporządzenia”. Czy więc takie kanapki znikną z rynku, czy może będą dostarczane do firm pokątnie (szara strefa) i w konspiracji przed potencjalnym donosicielem, który fakt ten może zadenuncjować jakiejś inspekcji? Poza tym na rolników prowadzących zakłady pakowania jaj unijne rozporządzenie nakłada nowy obowiązek zgłaszania działalności do Wojewódzkiej Inspekcji Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.

Ścinki znikną ze sklepów

Unijna regulacja uderzy także w samych konsumentów. W efekcie nowego prawa prawdopodobnie znikną ze sklepów mięsnych ścinki i resztki wędlin, ponieważ w praktyce niewykonalne będzie podanie szczegółowych danych, wymaganych przez rozporządzenie, dotyczących tych produktów. W rezultacie zamiast trafić do osób biedniejszych czy też do zwierząt domowych, trzeba będzie je wyrzucać. Tym faktem ludzie są oburzeni. Na stronie nowiny24.pl aż 77 procent internautów krytykuje taki skutek nowej unijnej regulacji. – Są ludzie, którzy nie mają pieniędzy na lepsze jedzenie, a to [ścinki wędlin – przyp. TC] nie jest produkt szkodliwy – powiedziała serwisowi nowiny24.pl ekspedientka jednego ze sklepów mięsnych w Rzeszowie. – Mamy świadomość, że ludzie kupują je dla siebie, chociaż często tłumaczą, że dla psa czy kota. Dla mnie ten zakaz to zwykłe marnowanie jedzenia – dodała.

Idą zmiany

Jakby tego było mało, na horyzoncie pojawiają się kolejne unijne regulacje dotyczące żywności. W czerwcu br. Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego debatowała nad projektem przepisów dotyczących tzw. oświadczeń zdrowotnych na opakowaniach napojów. Chodzi o to, by na etykietach między innymi napojów energetycznych nie pojawiała się informacja, że zawarta w nich kofeina poprawia koncentrację czy wytrzymałość fizyczną. Niezależnie od tego w październiku br. Parlament Europejski wezwał do ograniczenia przemysłowej produkcji tłuszczów złożonych, które obecne są w niemal każdym rodzaju żywności, od fast-foodów, poprzez chleb i ciasta, po margarynę i chipsy, gdyż zdaniem europosłów tłuszcze złożone przyczyniają się do zawałów serca, otyłości i choroby Alzheimera. Co ciekawe, Komisja Europejska twierdzi, że tylko co trzeci konsument zdaje sobie sprawę z istnienia tłuszczów złożonych, co świadczy o tym, że informowanie na etykietach o składzie produktów jest niewystarczające. Czyli „unijny rząd” zaprzecza wchodzącemu w życie rozporządzeniu Rady, która ufa, że nowe regulacje dotyczące oznaczania artykułów rolno-spożywczych będą skuteczne.

Tomasz Cukiernik

facebook