Nazwy te niełatwe są do wymówienia dla kogoś, kto nie ma polszczyzny we krwi. Pobrzmiewa w nich mowa naszych odległych przodków, nieco dziwaczna może dla współczesnych użytkowników ojczystego języka. Rozważania na temat nazewnictwa roślin, zwłaszcza tych, które odgrywały ważną rolę w życiu dawnych społeczeństw (a czyż może być donioślejsza funkcja niż ratowanie zdrowia i życia?), to oddzielny, bardzo ciekawy i obszerny temat. Pierwszy z brzegu przykład: narodzony w otchłani wielu stuleci przetrwał do naszych czasów nasięźrzał, czasami utożsamiany z legendarnym kwiatem paproci. Archaiczna konstrukcja imienia tej byliny, oparta na nieużywanych już formach czasownika i zaimka zwrotnego, wskazuje, że była ona rozpoznawalna co najmniej już u progu polskiej państwowości.
Wróćmy jednak do wielosiłu: jego dumne miano nie wzięło się znikąd. W medycynie ludowej korzeń, kłącza oraz ziele tej rośliny wykorzystywano w leczeniu różnych schorzeń. Wywary z tych jej części działają wykrztuśnie, uspokajająco i nasennie. Stosowana bywa także w postaci naparów oraz nalewek, skutkując na dolegliwości dróg oddechowych, wrzody żołądka i dwunastnicy, a także zbyt wysokim ciśnieniu krwi (przyspiesza jej krzepnięcie oraz obniża poziom cholesterolu). Wielosił pomagał przy drgawkach, kurowano nim pacjentów znerwicowanych, apatycznych, astenicznych i cierpiących na epilepsję. Dowiedziono, że jego używanie wyraźnie wspiera system immunologiczny oraz wzmacnia organizmy wycieńczone.
Józef Rostafiński (1850 – 1928), wybitny polski botanik, autor klucza do oznaczania polskich roślin (książka ta doczekała się ponad dwudziestu wydań), w swoim kapitalnym dziele „Zielnik czarodziejski, to jest zbiór przesądów o roślinach”, opublikowanym niemal sto dwadzieścia lat temu, na temat wielosiłu pisze zaskakująco niewiele. Wymienia właściwie tylko jedną jego właściwość, powołując się przy tym na Syreniusza, czyli Szymona Syreńskiego, żyjącego na przełomie XVI i XVII stulecia twórcę słynnego „Zielnika”. Według ojca polskiego zielnikarstwa „noszący (wielosił) jest bezpieczny od ukąszenia niedźwiadka” i „kto go użył, temu ukąszenie niedźwiadka tego dnia nie szkodzi”. O co tu chodzi? Wprawdzie w epoce Syreńskiego niedźwiedzie były w polskich lasach znacznie bardziej pospolite niż współcześnie, toteż z pewnością zdarzały się wypadki podczas polowań na nie, ale czyżby potrzebne było specjalne remedium przeznaczone właśnie dla poturbowanych przez misia? W rozwiązaniu tej zagadki bardzo pomocna jest znajomość staropolszczyzny. Otóż w polskim przekładzie Biblii dokonanej przez współczesnego Syreńskiemu księdza Jakuba Wujka termin „niedźwiadek” określa nieznanego nad Wisłą skorpiona.
W starych podręcznikach astronomicznych jesienna konstelacja zodiakalna również występuje jako niedźwiadek.
Wielosił błękitny (Polemonium caeruleum), zwany przez lud także stosiłem i koziełkiem, to najpowszechniejszy przedstawiciel rodziny wielosiłowatych, występujący w strefie umiarkowanej Eurazji i Ameryki Północnej. W Polsce jego naturalne stanowiska znajdują się na Podlasiu, Pomorzu i Lubelszczyźnie, w górach jest już bardzo rzadki, choć rośnie w częściach Karpat znajdujących się poza naszymi granicami. Wielkość osiąga bardzo różną – od 20 do 120 centymetrów. Kwiaty ma pięknej barwy niebieskiej lub fioletowawej, miododajne i miodem pachnące. Jedną z najcenniejszych substancji czynnych zawartych w tej roślinie są trójterpenowe błękitne saponiny, które wykazują działanie przeciwgrzybicze i zwalczają infekcje bakteryjne.
Wielosił błękitny swoją wegetację rozpoczyna wczesnym przedwiośniem, niestraszne mu są przymrozki i śnieg. W przeciwieństwie do niego należący do rodziny astrowatych dziewięćsił bezłodygowy (Carlina acaulis) kojarzony jest raczej z zapowiedzią jesieni, kwitnie bowiem późnym latem. Występuje przede wszystkim w górach, a jego charakterystyczny kwiat jest jednym z ulubionych motywów podhalańskich artystów. Ponadto górale wykorzystują dziewięćsił jako prognostyk pogody, bowiem kwiatostan jego otwiera się tylko w słońcu, zamyka natomiast pod wpływem zwiększonej wilgotności powietrza.
Mogłoby wydawać się, że w porównaniu z omówionym wcześniej stosiłem vel wielosiłem dziewięćsił dysponuje znacznie skromniejszymi właściwościami (zgodnie z logiką jest słabszy przynajmniej o dziewięćdziesiąt jeden „sił”), ale nie jest to prawda. Już w średniowieczu jego korzeń używany był jako środek napotny i moczopędny, pomagał także na zaburzenia trawienia. Skład chemiczny tej ozdobnej rośliny to m. in. bakteriobójczy olejek eteryczny, inulina oraz garbniki. Dzięki temu ma ona działanie przeciwbakteryjne, moczopędne, przeciwgorączkowe i napotne, również przeczyszczające i wymiotne. Nadaje się w przypadku zaburzeń pokarmowych, skutkuje na zaparcia, mały apetyt i dolegliwości przeziębieniowe. W kuchni włoskiej oraz szwajcarskiej dno koszyczków kwiatowych dziewięćsiłu jest spożywane jak karczochy. Jako ziele magiczne służył do uspokajania i usypiania dzieci, a przy okazji chronił je od uroków. Dorosłym z kolei pomagał cało powrócić z bitwy, tworzył także wokół nich „pancerz” przeciwko kulom. Najbardziej może osobliwą zaletę tego botanicznego króla hal przytacza Syreński: „myć chorego przez trzy dni korzeniem (dziewięćsiłu), jeśli zniesie, będzie żyć, jeśli nie, umrze”. Wielosił i dziewięćsił to rośliny w Polsce chronione.
dr Mirosław Angielczyk